Dziś miało być w zasadzie o czymś zupełnie innym, ale będzie o pięknym polskim języku i o tym, że niektórzy udają, że go nie znają. Serio.
Budowanie wizerunku
Nie jestem przekonana, że na tym polega (czy też – powinno polegać) budowanie wizerunku, ale odnoszę wrażenie, że niektórzy uważają się za lepszych jeśli używają obcych zwrotów, zamiast rodzimych, bo… Nie wiem dlaczego, ale chyba to jest takie super fajne. Faktem jest, że już wieki temu Polacy mieli także nieznośne tendencje do nadmiernego używania łaciny (nie tej, co teraz :P), wtrąceniami francuskimi, angielskimi i termin „makaronizmów” nie urodził się wczoraj. To też pewna naturalna tendencja języka, który musi jakoś nazwać nowe zjawiska – stąd we współczesnym języku sporo zapożyczeń z angielskiego. Ja to wszystko rozumiem, ale nadmierne używanie angielskich wtrąceń zwyczajnie mnie męczy.
Postscriptum
Może faktycznie takie BTW jest dzisiejszą odpowiedzią na dawne postscriptum (swoją drogą łacińskie…).
Może Polacy mają jakiś śmieszny kompleks własnego języka. Polski jest za mało cool i trendy? Za mało mamy słów, aby opisać otaczającą nas rzeczywistość? A może Polacy za mało czytają i dlatego nie odnajdują już rodzimych określeń, ponieważ ich własny zasób słów niezmiennie się kurczy. Cóż, długo tak można sobie gdybać, ale do sedna.
Firma udaje, że nie jest polska
W zasadzie nie mam pewności czy o to chodzi, ale powiedzcie mi, dlaczego polskie firmy, działające na polskim rynku, z siedzibą w Polsce, pracujące dla polskich klientów tworzą sobie strony internetowe w języku angielskim? Nie mam tu na myśli angielskiej wersji językowej, bo to by było dla mnie normalne przy próbie poszerzenia klientów o tych spoza kraju. Nie mówię też o firmach, których oferta kierowana jest wyłącznie do obcokrajowców. Mówię o polskiej stronie w 100% po angielsku bez polskiej wersji językowej, pracującej na polskim rynku.
Ostatnio mam szczęście trafiać na takie strony i nie rozumiem po co tak bardzo uciekać od swoich korzeni. Parę dni temu świętowaliśmy Dzień Flagi i święto 3 Maja. Tylko gdzie ta nasza Polskość? Po jednej stronie mamy skrzywionych narodowców, a po drugiej tych, którzy stając się Europejczykami, zapomnieli o tym, że przede wszystkim są Polakami.
Grupa docelowa
Mało marketingowe rozważania? Tak i nie. Kreując reklamy, tworząc plany marketingowe, musimy widzieć ich odbiorców takimi jacy są. Musimy pamiętać, że nie każdy ze swej Polskości jest dumny i nie dla każdego ma ona znaczenie. Dla tych odbiorców swobodnie możemy kierować przekazy w języku angielskim. Ba, nawet powinniśmy i na nic tu mój bunt. Mamy tu bowiem coraz szerszą grupę docelową, której nie można nie zauważać.
Marketer nie tylko powinien analizować dane, znajdować złote pomysły i chwytliwe hasła. Musi także posiadać umiejętność obserwowania świata i społeczeństwa, które wciąż się zmienia. To do niego bowiem musi docelowo dopasować swoje działania, aby były skuteczne. Właśnie dlatego ta praca jest taka ciekawa. Przekornie zakończę zatem łacińskimi słowami klasyka: panta rhei… 😉